@Vault - tu pojawia się inna kwestia. Tych równań nie musimy ogarniać. Nawet nie wiem co to jest, a nazywam siebie programistą. Natomiast musimy jeść i każda osoba powinna być w stanie wyjść do ludzi i być samodzielna, bo to podstawa do przeżycia. Jeśli ktoś operuje swoim budżetem, a nie potrafi dodawać i odejmować, posiada sprawny umysł, ale nie chce się nauczyć podstawowych działań, to chyba możemy go nazwać kompletnym idiotą. Miałem takiego w zakładzie kiedyś - mówił dwadzieścia tysięcy, ale nie wiedział jak to zapisać. Grał w lotka, a gdyby wygrał to nawet nie wiedziałby ile.
Wbrew pozorom, leń i pasożyt może zmotywować bardziej niż definicja depresji na Wikipedii. Długo myślałem na ten akurat temat i uważam, że gdybyśmy jasno oddzielali stan normalny od nienormalnego, oraz osobowość silną, od słabej, czyli ustalali jasny wzorzec jak żyć by żyć dobrze, ludzie częściej wierzyliby w możliwość wyjścia z trudnej sytuacji, zamiast w utwierdzenie "tak jestem w trudnej sytuacji i trudno mi się z niej wydostać".
Ale to już moje przemyślenia. Według mnie dzisiaj uczymy się tolerancji, definicji, wyjątków i syndromów przez co wydaje nam się, że wszystko co ludzkie jest normalne. A ludzie naprawdę silni i nietolerancyjni dzięki temu nas wykorzystują.
Ale to jest właśnie sedno tego o czym piszę - na jednych zadziała "near death experience", a innych publicznych obciach, na kogoś innego nazywanie leniem itd. - ale nie ma jednej, uniwersalnej metody (póki co), która potrafiłaby zmienić życie każdego na lepsze. Znam jedną, która jest blisko, ale nie mogę o niej pisać. Tak czy owak, kluczowe są dwie rzeczy: robić coś inaczej, niż do tej pory; i niekoniecznie robić to, co robią wszyscy.
Co do twojego przykładu, to jednak konkluzja wynika tylko z patrzenia przez pryzmat twojego stanu umysłu. Każdy może mieć absolutnie dowolne motywacje. Nikt nie musi też jeść. Znajomość arytmetyki tym bardziej nie jest konieczna do przeżywania życia - tak jak można z powodzeniem być przez 40 lat kierowcą nie rozumiejąc za bardzo praw fizyki. Arytmetyka może mieć dla ciebie wartość, dla kogoś innego nie musi mieć żadnej. Lud Piraha zna dwa liczebniki, czy ich życia są obiektywnie gorsze od naszych? Nie wiem, czy warto posuwać się do takich stwierdzeń, więc się nie posuwam.
Zdarza się i tak. Nie mniej jeśli ktoś ma taki problem to jest to problem i należy go rozwiązywać a nie użalać się nad sobą, bo to do niczego nie prowadzi.
Uwierz mi, zrozumie. Sam bywam zapatrzonym w siebie egoistą i nieraz użalam się nad sobą. Ale to nie znaczy że to jest dobre. Trzeba wstać, wziąć się w garść i iść dalej. Tak robią mężczyźni, a dzieci szukają wymówek.
No, ale teraz piszesz coś innego niż przedtem. Doświadczanie problemów jest subiektywne, każdy robi to inaczej. Że nie należy się użalać, to najczęściej prawda - zadawanie pytań to jednak zwykle nie jest użalanie się, no chyba że jest to kokieteria. Wprowadzając jednak do równania "obozy koncentracyjne" wyznaczyłeś hierarchię wartościowania problemów, jakby istniały obiektywne wydarzenia sprawiające, że problemy danego delikwenta nie są wcale problemami, bo "tamci mieli gorzej". Niekoniecznie mieli.
Zastanawia mnie jednak, skąd bierzesz to przekonanie, że "trzeba wziąć się w garść i iść dalej". Wcale nie trzeba. Można umrzeć z głodu. Również implikacja "jeśli tak nie robisz, to nie jesteś prawdziwym mężczyzną", wygląda na bezpodstawne stwierdzenie.
Teraz nie rozumiem? Czyli jeśli ktoś młody i niedoświadczony pyta starszego to to jest złe? Idiotyzmem jest odrzucanie wiedzy starszych i przodków. Nie po to tyle pokoleń przeżywało pewne problemy żeby teraz ich potomkowie wchodzili w to samo gówno. Nie uważam oczywiście że należy słuchać mądrzejszych bez zastanowienia. Nie mniej człowiek potrzebuje krytyki i autorytetów. Ponieważ jako istota naturalnie egoistyczna nie widzi własnych wad.
Miałem wrażenie, że odrzucasz właśnie zadawanie pytań i kwestionowanie odpowiedzi, o których "wszyscy wiedzą, że jest tak i tak". Zgadzam się zatem co do jednego, że ślepa wiara w cokolwiek jest zazwyczaj głupia.
Możesz nie chodzić bo nie możesz/nie umiesz. Nie koniecznie oznacza to że jesteś leniem i pasożytem. Ale jeśli berzesz coś od innych i nie próbujesz nawet dać nic od siebie... To tak. Jesteś leniem, egoistą i pasożytem. Weź się w garść i spróbuj to zmienić.
No właśnie, i ja nie widzę niczego złego w byciu leniem, egoistą i pasożytem, tak na marginesie. Każdy może sobie żyć jak chce i żadne życie nie jest lepsze i gorsze - dla mnie, oczywiście, można uważać inaczej.
Nie koniecznie kompletnym idiotą, ale geniuszem też nie jesteś.
To zdanie jest skrajnie tendencyjne i nacechowane emocjonalnie :/ Nikt nie może robić wszystkiego. Nie każdy może być najlepszy, każdy ma inne talenty. Każdy żyje w innym miejscu. Każdy ma inne warunki bytowe. Ale każdy ma też wybór, czy siądzie i będzie płakać, czy też zapomni o swoich problemach weźmie się w garść i wyciśnie swój maks, z tego co dostał. Nawet jeśli dla kogoś bardziej utalentowanego, ten jego maks będzie wyglądał żałośnie. To jest to zwycięstwo człowieka nad samym sobą, coś co warto naśladować, coś dla czego warto żyć. Jeśli dasz swój maks światu, bliskim, ojczyźnie... To jest wartość, a nie kula w łeb i po kłopocie.
No ale znowu wprowadzasz tu założenie, jakoby "dawanie światu", "jest wartość" (ciekawe, jak ją zmierzyć) były jakimiś absolutnie dobrymi rzeczami. Nie muszą być, można być człowiekiem i mieć w dupie świat. Ty uważasz, że to coś złego - ok, masz do tego prawo. Ale z twoich wypowiedzi wynika, że jest to jakieś uniwersalne prawo kosmosu, ja natomiast kwestionuję to założenie, bo moim zdaniem jest ono całkowicie bezpodstawne.
Dodam na koniec, że może wydawać ci się, że jestem skrajnym relatywistą, ale tak nie jest. Jestem pod tym względem agnostykiem - może i istnieje absolutna prawda na dowolny temat, może nawet da się ją znaleźć i w jakiś sposób potwierdzić (nie wiem, może np. przez bezpośrednie doświadczenie), ale nie widzę póki co żadnych przesłanek, który by na to wskazywały. Dostrzegam natomiast wszędzie, że ludzka percepcja w każdym aspekcie zależy głównie od obserwatora. Może być też tak, że jest to specyfika mojej percepcji i widzę wszystko "niewłaściwie". M.in. dlatego próbuję rozmawiać na ten temat tutaj i gdzie indziej, rozmowa czasem jest dobrym impulsem zmieniającym sposób postrzegania. Ale póki co, do niczego mnie nie przekonałeś.